Dziś jest Czwartek, 28 marca 2024
Czytania
Gazeta parafialna

Historia

Wspomnienie o Franciszku Ratajczaku

Katarzyna Pawłowska - Gauza

Uwieczniony w nazwie dawnej ulicy Rycerskiej (od 1923 r.) Franciszek Ratajczak poległ w dniu wybuchu Powstania wielkopolskiego 27 XII 1918 jako jedna z jego pierwszych ofiar. Od nazwania jego imieniem ulicy, przy której zginął (informuje o tym tablica u zbiegu ulic Ratajczaka i placu Wolności) rozpoczyna się legenda wokół osoby Ratajczaka bardziej, znanego po śmierci niż za życia. Nie był "bohaterem z przypadku", niemniej jednak, gdyby przeżył powstanie i dajmy na to spisał kiedyś wspomnienia, to i tak pozostałby mniej znany aniżeli w opisanej powyżej sytuacji. "Musi umrzeć w świecie, co ma przetrwać w pieśni" mawiał Johann Wolfgang Goethe i sądzę, ta sentencja doskonale wpasowuje się w życie i śmierć Franciszka Ratajczaka. Pamięć o nim była żywa przez całe 20-lecie międzywojenne, gdy żyli powstańcy. Postać Ratajczaka przypominano, chcąc udowodnić niemały udział Wielkopolski i Wielkopolan w odzyskaniu niepodległości. Było to szczególnie ważne, gdy prymat w tej kwestii przypisywali sobie piłsudczycy, pomijając ugrupowania nie związane ideowo z Legionami. A przecież wiadomo o istnieniu dwóch koncepcji- przedstawionej obok antyrosyjskiej Józefa Piłsudskiego zorientowanej na tzw. Państwa Centralne (Niemcy, Austro-Węgry) i antyniemieckiej Romana Dmowskiego stawiającego na współpracę z Ententą (blokiem zrzeszających: Anglię, Francję i Rosję.) Rzecz jasna pod panowaniem jednego zaborcy istniałaby zapewne jedna, dominująca wizja, co ułatwiałoby sprawę. Tak siłą rzeczy wytworzyły się dwie, nie pozbawione słuszności. Fakt, że jest w Poznaniu zarówno ulica Dmowskiego jak i Piłsudskiego świadczy o obiektywizmie w myśleniu historycznym Poznanian (celowo nie piszę poznaniaków, bo to określenie dotyczy mieszkańców całego województwa, a nie samego miasta).

Wracając do samego powstania - faktycznie było zwycięskim powstaniem, jakich mamy niewiele w dziejach. Oprócz niego wygraną Polaków zakończyło się III Powstanie Śląskie w 1921 r., w którym niemały udział mieli dawni powstańcy wielkopolscy, o czym się prawie nie mówi. Zwycięski finał owych walk dowodzić może realizmu w myśleniu politycznym wywodzącego się ze szkoły pozytywistycznej i pochodzącej wprost z dziedzictwa romantyzmu decyzji walki z bronią w ręku. Jakże to przeczy utrwalonym niegdyś stereotypom o niechęci Poznańskiego do wielkich zrywów głoszonych przez ludzi skądinąd zasłużonych dla kultury, sztuki, nauki (poglądy takie głosili m. in. Aleksander Świętochowski, przez pewien czas Bolesław Prus, czy Eliza Orzeszkowa). Natomiast potrafili docenić wkład Wielkopolan w rozwój rolnictwa, przemysłu, oświaty Henryk Sienkiewicz i Maria Konopnicka. Zapisali się naprawdę pięknie w naszej przeszłości broniąc na łamach prasy prawa Polaków do ziemi, używania ojczystego języka i praktykowania religii katolickiej. Twardo stanęli w obronie prześladowanych dzieci we Wrześni w 1901, dzięki czemu sprawa zyskała ogólnoeuropejski rozgłos. To właśnie taka postawa ukształtowała osobowość przyszłych powstańców wielkopolskich. A masowy udział Polaków w walkach świadczy o dojrzałości obywatelskiej społeczeństwa wielkopolskiego. Spora w tym zasługa dawnych społeczników lekarza Karola Marcinkowskiego, Patrona Maksymiliana Jackowskiego, czy fundatora pierwszej w dziejach Polski biblioteki miejskiej Edwarda Raczyńskiego. Wybitnych osobowości było znacznie więcej. Wybiega to już poza temat moich rozważań, dodam tylko, że duchowe dziedzictwo, przejawiające się w działaniu na rzecz kraju, przeniknęło i do mentalności powszechnej. Dowodem na to jest m. in. udział Franciszka Ratajczaka w powstaniu. Wybrał Polskę, choć mógł przecież inaczej zadecydować...

Franciszek Ratajczak urodził się 24 XI 1887 r. we wsi Śniaty (powiat kościański) w ubogiej rodzinie chłopskiej. Po nim przyszli na świat: Marianna w 1891 i Władysław w 1893. rodzice Józef Ratajczak i Eufrozyna z Piotrowskich zaliczali się do zagrodników, tzn. posiadali jedynie dom z ogrodem. W takich warunkach trudno było utrzymać rodzinę, toteż wzorem licznych ubogich, lecz przedsiębiorczych rodzin wybrali emigrację zarobkową. Wyjechało już wielu, stąd wybrali się w miejsce znane i w dużym stopniu zasiedlane przez rodaków. Gdy opuszczali rodzinne strony Franciszek miał 7 lat, Marianna 3, a Władek zaledwie 11 miesięcy. Osiedli w położonej na zachodzie Niemiec Westfalii. Ta najbardziej wówczas uprzemysłowiona prowincja Rzeszy zawdzięczała swój potencjał ekonomiczny bogato tu występującym złożom węgla, rud żelaza, cynku, ołowiu, cyny, niklu i miedzi. W ciągu niecałego półwiecza przekształciła się z półwiejskiej krainy w wielkie zagłębie tworząc od podstaw miasta: Gladbeck, Buer, Herten, Bottrop, Marl, Datteln. Ratajczakowie zamieszkali w Dahlhausen, będącym obecnie dzielnicą Bochum. Józef zatrudnił się w kopalni jako cieśla i ten zawód przekazał potem synowi. Podobnie jak inni imigranci żyli Ratajczakowie w polskim otoczeniu, gdzie połowę, a niekiedy nawet 3 załogi stanowili Polacy. Stąd jak grzyby po deszczu powstawały polskie parafie, a polscy księża byli pierwszymi organizatorami życia nie tylko religijnego, ale i społeczno- kulturalnego. Zakładali koła samopomocy, towarzystwa różańcowe i podtrzymujące polską tradycję stowarzyszenia świętego Wojciecha, św. Stanisława, św. Michała, św. Józefa, który - jak wiadomo - patronuje robotnikom, św. Barbary -patronki górników. Towarzystwa te funkcjonowały we wszystkich polskich ośrodkach, podobnie jak chóry, z których każdy miał swe miano, a więc były "Cecylia"(patronka muzyki), "Wanda", "Kościuszko", "Biała Róża". Przynależność do tychże stowarzyszeń była powszechna. Niestety brak danych, do którego z nich należeli rodzice Franciszka. A sądząc po wielkim zaangażowaniu naszego bohatera w życie społeczne emigracji można domniemywać o wychowaniu go w tym duchu.

Franciszek był wcześnie samodzielny i jak inni chłopcy z jego środowiska w wieku 14 lat podjął pracę w kopalni. On i siostra jego Marianna musieli sami dawać sobie radę, bo po wczesnej śmierci matki w 1901 ( Eufrozyna przeżyła 40 lat) ojciec powrócił do Poznańskiego zabierając ze sobą najmłodszego Władzia, liczącego 8 lat. Józef ożenił się po raz drugi. Żona Jadwiga z Mocków urodziła czworo dzieci: Helenę ( 1903-1984), Annę, Weronikę i Józefa. Rodzina zamieszkała w Śmiglu. Ich potomkowie mieszkają do chwili obecnej w powiecie kościańskim, prócz następców Heleny, która po ostatniej wojnie przeniosła się do Bolesławca.

Tymczasem Franciszka zainteresowała działalność związków zawodowych. Najstarszą tradycję miały związki katolickie, jednak niewiele mogły one zdziałać wobec zaszczepionej społeczeństwu przez Bismarcka wrogości względem Kościoła Katolickiego. Franciszkowi, jak i innym rodakom duchowo obcy był związek anarchistyczny ( potocznie zwany czarnym). Związki niemieckie ( tzw. żółte) dawały się opanować szowinistom, a socjaldemokracja ( tzw. czerwony) była również nie do przyjęcia z racji obojętności religijnej. Toteż Franciszek wstąpił do utworzonego w 1902, skupiającego wyłącznie Polaków, Zjednoczenia Zawodowego Polskiego. Brał zapewne udział w strajkach, jakie przetoczyły się przez Niemcy w 1905 i w 1912 r. Najistotniejsza była jednak dla niego działalność w "Sokole", z którym związał się od 1910 r. "Sokół" powstał początkowo jako towarzystwo Gimnastyczne, celem "podniesienia kultury fizycznej". Lecz u jej zarania była tajna praca na rzecz niepodległości Polski. Założycielem "Sokoła" był mecenas Bernard Chrzanowski, gorący obrońca prześladowanych przez zaborcę rodaków. Powszechnym echem w Wielkopolsce i całej Polsce odbiły się jego mowy w obronie gimnazjalistów gnieźnieńskich w 1901, działacza niepodległościowego Celestyna Rydlewskiego i wielu innych. Chrzanowski jest ciągle zbyt mało znany, a to dlatego, że wybiegał poza schematy: ostro przeciwstawiał się szowinizmowi niemieckiemu, ale nie popierał również powszechnej wrogości do wszystkiego, co niemieckie. Z jego to inicjatywy rozbudowywano struktury "Sokoła" na emigracji, przede wszystkim w Niemczech. Nazywano go "wielbłądem organizacyjnym". Mianem tym ochrzczono też księdza Patrona Stanisława Adamskiego ( działacza Komitetu Polskiego i kółek rolniczych) oraz  Wincentego Wierzejewskiego (organizatora harcerstwa w Poznańskiem). "Sokół" posiadał dwustopniowa strukturę dzieląc się na gniazda i okręgi. Najwięcej okręgów powstało w Westfalii, czasem oddalone od siebie o parę kilometrów. Franciszek działał w okręgu IX, bo na tym obszarze leży Wanne, gdzie mieszkał jako dorosły człowiek. (Dziś Wanne jest częścią konurbacji Herne- Eickel). Wykazywać musiał niezwykła rzutkość jeśli, mając tylko podstawowe wykształcenie, znalazł się w zarządzie okręgu, gdzie przeważali działacze z wyższym lub co najmniej średnim wykształceniem. "Sokół" przygotowywał do przyszłej walki ucząc posługiwania się bronią, taktyki, prowadząc ćwiczenia z zakresu wojskowości. Prowadzono wykłady z przedmiotów ogólnych jak: literatura, historia, geografia, przyroda, ekonomia, politologia. Prelegentem bywał często sam Chrzanowski. "Sokół" przysparza synów Ojczyźnie" zwykł mawiać. Dla Franciszka "Sokół" stał się drugim domem i żywiołem. Łączność z organizacją pomogła mu przetrwać trudne lata I wojny światowej, kiedy to powołany został na front francuski. Ciężko było walczyć przeciwko Francuzom, którym w duchu każdy Polak sprzyjał. Przecież oni tak samo doznawali krzywd od Niemców. Nowoczesna technika wojenna wywoływała grozę u wszystkich walczących. A prawdziwe nastroje niemieckiego społeczeństwa czasów wojny najlepiej chyba oddaje poczytna niegdyś powieść E.M. Remarque'a "Na zachodzie bez zmian". Franciszek, jak każdy tęsknił za bliskimi, przecież krótko przed wojną założył rodzinę, z którą mieszkał w całkiem znośnych warunkach w Wanne przy Karlstraße 12. Rozstał się z 7- letnią córka Cecylią i malutkim, bo 3- letnim Eryczkiem.

Franciszek walczył w 2 pułku 47 batalionie grenadierów. Lekko ranny w początkach października 1914 r. po 3 tygodniach pobytu w szpitalu wrócił na front. Prawie całą wojnę spędził w okopach. Po roku 1916, gdy Niemcy ponieśli klęskę pod Verdun, sytuacja w szybkim tempie zmieniała się na korzyść aliantów. Od tego momentu rozpoczęła się fala dezercji i to nie tylko z armii niemieckiej. Rządy państw uczestniczących w wojnie grożą egzekucjami, dokonują egzekucji na tych nieszczęśnikach, lecz to nie jest już w stanie powstrzymać biegu wypadków. Uciekają ryzykując życiem i Polacy z niemieckiego wojska, wskutek czego topnieją szeregi Kaczmarek-regimentów, jak potocznie nazywano oddziały z przewaga Polaków. Decyzja ta to dla Franciszka swoiste wyzwolenie. "Urywa się" na tajny rozkaz organizacji. Jako rdzenny Wielkopolanin przerzucony zostaje do Poznania. Widząc miasto-twierdzę otoczone podwójnym pierścieniem fortów (łącznie było ich kilkanaście do dziś zachowane są nikłą częścią dawnych obwarowań, np. fort Grollmanna znajdował się tu, gdzie dziś hotel "Novotel" ("Poznań"), specjalne bramy odgradzały od miasta Wildę- styk Królowej Jadwigi- Górna Wilda, czy Jeżyce od centrum Brama Berlińska pomiędzy dzisiejszą ul.Fredry a Dąbrowskiego) tym bardziej narasta w nim bunt przeciw panowaniu zaborcy.

W Poznaniu zamieszkał Franciszek u swego imiennika Budzyńskiego przy pl.Wilhelmowskim (Wolności) 11 (tam gdzie niebawem zginie). Budzyński budowlaniec i kupiec zarazem zasiadał w specjalnej komisji zabiegającej o zmianę postępowania władz miasta względem Polaków - chodziło o polską szkołę i prawo posługiwania się językiem polskim w urzędach. Wkrótce polubili się wzajemnie, być może na zasadzie odmienności. Ratajczakowi mogła podobać się elegancja Budzyńskiego i bogactwo zainteresowań, Budzyński z kolei cenił u Ratajczaka silny charakter, dzięki czemu Ratajczak sporo osiągnął. Prawdopodobnie, gdyby żył, doczekałby z racji zdolności i doświadczenia stopnia oficerskiego, cóż kiedy los chciał inaczej. "Rozmawialiśmy wiele"- opowiadał po latach Budzyński. "Przekonywałem, że nie warto iść na złamanie karku, lecz w stosownej chwili przystąpić do walki."

Wiele się wtedy działo. Aktywność wykazywało harcerstwo, skauting i Powszechna Organizacja Wojskowa skłaniająca się ku współpracy z Legionami.

Wzorem tworzonych w Niemczech od momentu wybuchu rewolucji w listopadzie 1918 r. powstawały w stolicy Wielkopolski Rady Delegatów Robotniczych i Żołnierskich. Dodatkowe nadzieje budziło zwolnienie 11XI tego miesiąca zwolnienie z więzienia w Magdeburgu Józefa Piłsudskiego ogłoszonego w Warszawie Naczelnikiem Państwa. Wcześniej, bo 3 XI wskutek słynnego "zamachu na Ratusz" zastąpiono Niemców polskimi radnymi. Nominację na prezydenta miasta otrzymał dr Jarogniew Drwęski, a wśród radnych znaleźli się czołowi działacze Celestyn Rydlewski, Karol Rzepecki,Wojciech Trąmpczyński, Zofia Sokolnicka (pierwsza kobieta w Polsce). Lecz Niemcy wciąż zachowywali wrogość wobec Polaków podgrzewając hakatystyczne nastroje. Zarządzeniem władz, by zapobiec przenikaniu rewolucji do Poznania, polecono organizować oddziały Służb Straży i Bezpieczeństwa (Wacht- und Sicherheitsdienst). Te rozlokowano po licznie otaczających Poznań fortach. Franciszek znalazł się w II kompanii ppor. Edmunda Krausego stacjonującej w forcie Raucha na Berdychowie (w tym miejscu znajdują się dziś budynki Politechniki Poznańskiej). Franciszek mający rangę sierżanta był zarazem szefem kompanii (odpowiedzialnym za aprowizację). Czuwano tam od 15 XII czekając na rozkazy.

Moment zwrotny nastąpił 27 XII. Od godz. 12.00 czujniej patrolowano ulice, wiedząc o mającej nastąpić wizycie wybitnego pianisty i kompozytora Ignacego Paderewskiego. Mistrz Paderewski, wielce zasłużony dla sprawy polskiej, był zwolennikiem scalenia wszystkich ziem polskich. Wybrany kilka dni wcześniej na premiera swym przyjazdem do Poznania zamanifestował poparcie dla dążności niepodległościowych Wielkopolan. Uroczyście powitany przez Poznańczyków zamieszkał w legendarnym hotelu "Bazar". Hotel ubezpieczała od tyłu i od strony Biblioteki Raczyńskich I Kompania. Widząc agresywne zachowania Niemców - zdzieranie flag alianckich, wybijanie szyb w sklepach, bójki, dowództwo powstania wezwało na pomoc II kompanię Krausego, w której był i Ratajczak. Przeszli Groblą, Chwaliszewem do Garbar, a następnie Podgórną w kierunku św. Marcina, a stamtąd na ul.Rycerską (Ratajczaka). Ponoć kompania śpiewała, co rozzłościło strażnika Prezydium Policji (budynek na narożniku 27 Grudnia i 3 Maja już nie istniejący). Ten w odruchu obronnym strzelił. Kule trafiły Ratajczaka, mimo iż przewieziono go natychmiast do pobliskiego szpitala garnizonowego (za kościołem Najświętszego Zbawiciela przy Fredry szpital zniszczono w czasie walk o cytadelę w lutym 1945) pacjent zmarł. Przeżył tylko 31 lat. Jego pogrzeb 2 I 1919 r. był ogólną manifestacją społeczną. Uroczystość celebrowało 4 księży m. in. ks. Dziekan Antoni Meyer i ks. Franciszek Maliński proboszcz parafii na Górczynie. Franciszek spoczął na cmentarzu górczyńskim. W 1924 ekshumowano do jego grobu poległego również 27 grudnia 1918 Antoniego Andrzejewskiego przeniesionego tu z likwidowanego wtedy (w związku z rozbudową miasta) cmentarza łazarskiego sąsiadującego z kościołem Matki Boskiej Bolesnej. Dołączono także 4 innych poległych w różnych częściach Poznania. Wkrótce powstała legenda - jej dowodem nazwanie jednej z centralnych ulic Poznania imieniem Ratajczaka, przypomnienie jego nazwiska na specjalnej tablicy pamiątkowej przy grocie stojącej obok kościoła Matki Bolesnej, czy okazały pomnik nagrobny dłuta Stanisława Jagmina (zniszczony podczas okupacji). W miejscu, gdzie padł Ratajczak, umieszczono w 1928 metalową tablicę projektu Edwarda Haupta (również zniszczyli ją Niemcy). Najbardziej sugestywnie oddały postać Ratajczaka obrazy Leona Prauzińskiego i Leona Wróblewskiego. Oni to przedstawili Ratajczaka w patetycznej pozie, jak padając kieruje płomienne spojrzenie ku niebu. Wokół aż jasno od śniegu, ulica rzęsiście oświetlona i tłumy atakujących znienawidzone prezydium. Rzeczywistość była prozaiczna. Ulica skąpo oświetlona, śniegu niewiele, co się wtedy rzadko zdarzało, atakujących było nie tak wielu. Cóż, legendy są potrzebne i wcale nie chcę ich burzyć, lecz wskazać różnice między nimi a historycznym przekazem.

Pamięć o Ratajczaku odżyła po roku 1956. Przypomniano sobie o nim w 1965 . Wtedy odsłonięty został pomnik Powstańców Wielkopolskich w Parku Lubuskim (dziś Park Drwęskich). Autor monumentu Alfred Wiśniewski umieścił padającego Ratajczaka na jednej ze ścian bocznych obok wozu Drzymały, strajku dzieci wrzesińskich i  Marcina Kasprzaka wśród robotników.

W tymże 1965 imię Franciszka Ratajczaka otrzymała Szkoła Podstawowa nr 52 na Fabianowie. Tablicę patrona szkoły odsłonił niestrudzony badacz Powstania Wielkopolskiego i orędownik weteranów powstania, zmarły przed kilkoma laty dr Ludwik Gomolec. Ważny dla legendy Ratajczaka był rok 1968, kiedy to uroczyście świętowano 50 rocznicę powstania. Uroczysty koncert w Auli UAM przyciągnął tłumy. Partie solowe odśpiewała ówczesna primadonna Teatru Wielkiego w Poznaniu Antonina Kawecka, wystąpiły wszystkie działające w Poznaniu chóry, odegrano też poświęcony dwóm pierwszym zabitym w walkach ulicznych "Rapsod na śmierć Ratajczaka i Andrzejewskiego" - kompozycję autorstwa Jerzego Młodziejowskiego. Z okazji tej rocznicy wykonano nowy nagrobek na Górczynie w miejsce dawnego zniszczonego. Zaprojektował go Ryszard Skupin. Grobem opiekują się nauczyciele i uczniowie ze szkoły w Fabianowie. Zupełnie nieznana natomiast pozostaje sprawa pomnika - statui. Już przed wojną wykonał takową Władysław Marcinkowski. Przedstawiała ona postać stojącą w mundurze i pełnym uzbrojeniu. Przewidywane jej odsłonięcie na sezon jesienny 1939 nigdy nie nastąpiło. W cieniu innych wydarzeń artystycznych znalazła się inna rzeźba. Naturalnej wielkości posąg Ratajczaka z gipsu pokrytego patyną wykonał w 1983 r. Jerzy Sobociński. Figura znajduje się w zbiorach Muzeum Powstania Wielkopolskiego (Odwach).


Przeczytano 17985 razy

29, (1) 2005 - Wielki Post



Copyright 2003-2024 © Kongregacja Oratorium Św. Filipa Neri i parafia pw. NMP Matki Kościoła w Poznaniu
stat4u
Kalendarz
Czytania
Kongregacja Oratorium Św. Filipa Neri - Poznań