Szkoła to jedno z tych słów, które w każdym - dorosłym, czy dziecku - wzbudzają bardzo żywe emocje. Dzieciom kojarzy się ono z jednej strony z ich nadziejami na przyszłość, z radością zdobywania wiedzy i obcowania z grupą rówieśniczą - z drugiej kojarzyć się musi z pierwszymi życiowymi obowiązkami. Dla dorosłych ich szkoła to źródło wspomnień, lepszych lub gorszych, lecz zawsze owianych nutą nostalgii za utraconym światem dzieciństwa. To w szkole zdobywało się wiedzę, czyniło pierwsze kroki w poznaniu świata, tam też kształtowały się charaktery.
Powstanie naszej szkoły, obecnie Szkoły Podstawowej nr 79 położonej między ulicami Jesionową a Jarzębową, łączy się ściśle z szybką rozbudową Świerczewa z początkiem lat 60-tych. Już wkrótce miało tu wyrosnąć największe osiedle domków jednorodzinnych w Poznaniu, potrzeba więc wzniesienia szkoły, która zaspokoiłaby potrzeby edukacyjne nie tylko Świerczewian, ale i mieszkańców południowo zachodniej części Dębca była więc oczywista. Czy musiało to być zrealizowane w formie potężnego, szkolnego kombinatu, czy nie lepiej byłoby zbudować dwie mniejsze, ale i bardziej chyba funkcjonalne szkoły? Bez względu na to jaka jest odpowiedź na to pytanie, decyzja która zapadła na trwale określiła sytuacje szkolną Świerczewa; jej zaś realizację zwieńczyło otwarcie nowego budynku szkolnego dnia 10 września 1962 roku, gdy w Szkole Podstawowej wówczas nr 78 przy ul. Jarzębowej zabrzmiał pierwszy, wzywający na lekcje dzwonek. Dziesięciodniowe opóźnienie w rozpoczęciu roku szkolnego spowodowane zostało przedłużającymi się pracami wykończeniowymi. Jeszcze później, bo dopiero w dniu 5 listopada, odbyło się uroczyste otwarcie szkoły, którego centralną częścią było odsłonięcie popiersia patrona, którym został komunistyczny działacz Alfred Brunon Bem. W uroczystości wzięła udział liczna grupa mieszkańców Świerczewa. Warto wspomnieć, iż przecięcia wstęgi dokonała córka patrona, która w tym celu przybyła specjalnie z... Moskwy. W tzw. części artystycznej uroczystości wystąpili uczniowie nowej szkoły oraz zespół kameralny znanego poznańskiego chóru chłopięcego Jerzego Kurczewskiego.
Początek pracy w nowej szkole nie był łatwy, brakowało pomocy naukowych, kompletowano też dopiero wyposażenie klas. Pomimo tych niedogodności wszyscy cieszyli się, że Świerczewo ma wreszcie swoją szkołę. W pierwszym roku szkolnym 1962/63 zorganizowano łącznie 30 oddziałów z liczbą 1132 uczniów, zaś kierownictwo szkoły powierzono byłemu wizytatorowi, panu Brunonowi Przymuszale.
Otwarcie szkoły nr 78 nie było jednoznaczne z ostatecznym wykończeniem całego, potężnego przecież budynku. Dokonano tego dopiero w roku następnym, co doprowadziło do bardzo istotnej zmiany organizacyjnej, a mianowicie podziału rejonu szkolnego na dwie części. Tak więc 1 września 1963 r. pracę rozpoczęła już nie jedna, ale dwie szkoły umieszczone w jednym budynku: szkoła nr 78 od ul. Jarzębowej i szkoła nr 79 od ulicy Jesionowej, zwane w uczniowskim języku: "ósemą" i "dziewioną". Ten stan rzeczy trwać miał następne kilkanaście lat. Podziałowi uległ oczywiście nie tylko budynek, ale i uczniowie wespół z gronem nauczycielskim. Dało to początek swoistej rywalizacji obu szkół, zarówno jeśli chodzi o uczniów, jak i nauczycieli: każdą strona była oczywiście przekonana , że jest lepsza. W jednym zresztą rzeczywiście szkoła 78 była lepsza, a mianowicie to tu powstał po kilku latach sklepik spółdzielni uczniowskiej oferujący obok przyborów szkolnych także słodycze, a wśród nich cieszące się wielkim powodzeniem ciepłe lody i drożdżówki. Z dobrodziejstw sklepiku korzystali również uczniowie szkoły 79tej, co niekiedy spotykało się z ostrymi reakcjami pani woźnej, broniącej interesów "rodzimych konsumentów" przed łapczywością intruzów. Warto tu zauważyć, iż panie woźne odgrywały istotną rolę w życiu szkoły jako strażniczki ładu i porządku, broniące go w bardzo niekiedy stanowczy sposób. Wielu zbłąkanym wagarowiczom przyłapanym w czasie lekcji nie tam gdzie trzeba wymierzana była natychmiastowa kara przy pomocy podręcznej ścierki, co poprzedzało doprowadzenie delikwenta na lekcje przy użyciu środków przymusu bezpośredniego. Z drugiej jednak strony panie woźne z braku radioli pełniły niekiedy funkcje zwiastunów dobrej nowiny; z nadzieją więc witali uczniowie każde ich wkroczenie na lekcje spodziewając się usłyszeć gromkie: "3a - po drugiej lekcji - ku domowi!".
Wracając wszelako do połowy lat 60-tych stwierdzić trzeba, iż istotną zmianą w życiu szkoły 78 przyniósł rok 1965, gdy od 1 września zaczęło tam pracować aż siedmiu nowych nauczycieli, którzy na wiele lat wpisali się trwale w szkolny krajobraz. Byłam wśród nich i ja, stąd czytelnik zauważy, że na szkolne dzieje patrzę przez pryzmat moich doświadczeń w szkole nr 78, do której chodziła skądinąd znakomita większość uczniów ze Świerczewa. Wszyscy nowi byli oczywiście bacznie obserwowani przez grono nauczycielskie, rodziców oraz uczniów. Ja również miałam oczy i uszy otwarte. Starałam się jak najwięcej poznać, zapamiętać, nauczyć się. Wszystko było nowe. Szybko jednak wrosłam w te szkołę tak, iż stała się ona dla mnie drugim domem. Poznałam tu wielu ciekawych, oddanych ludzi, związałam się emocjonalnie ze szkołą, koleżankami, rodzicami, a przede wszystkim z dziećmi.
Z podziwem obserwowałam nauczycieli, rodziców i uczniów, którzy z wielkim poświęceniem urządzali gabinety, sale lekcyjne, w czynie społecznym budowali boisko szkolne. To przecież tylko dzięki wielomiesięcznej pracy rodziców, a przede wszystkim nie żyjącej już wspaniałej nauczycielki pani Eweliny Zielińskiej powstał w 1967 roku wyposażony w najnowocześniejsze urządzenia gabinet fizyczny. Współpraca z tak wartościowymi ludźmi, nauczycielami z powołania była wielką przyjemnością; nic wiec dziwnego, że owocowała przyjaźniami, trwającymi aż do dziś. Zbliżała nas do siebie codzienna praca i różne niespodziewane szkolne przygody. Trudno zapomnieć wyraz twarzy pewnego wizytatora, obserwującego na parterze, w gabinecie dyrektora, spadające raz po raz z pierwszego piętra zeszyty szkolne, które wyrzucał przez okno pewien wściekły na nieprzygotowanych uczniów rusycysta.
Warto zauważyć, że niesłychanie ważny udział w wytworzeniu i utrzymywaniu doskonałej atmosfery wśród grona pedagogicznego, stanowiącego rzeczywiście zgrany i dobrze rozumiejący się zespół, miał nowy dyrektor szkoły, pan Michał Łukaszewski, który z początkiem roku szkolnego 1968/69 zastąpił odchodzącego na emeryturę dyr. Brunona Przymuszatę. Michał Łukaszewski cieszył się wśród nauczycieli wielkim autorytetem, wynikającym 2 tego, że potrafił bardzo partnerskie stosunki z gronem nauczycielskim łączyć z bezwzględnym egzekwowaniem obowiązków. Tu nie mogło być mowy o spóźnieniach na lekcje, lekceważeniu dyżurów itp. Cała szkoła funkcjonowała jak doskonale zorganizowany organizm. Ta szkolna dyscyplina udzielała się oczywiście i uczniom. Bardzo podkreślany był obowiązek pozdrawiania przez uczniów każdego nauczyciela i dyrekcji. Kiedyś do rozmawiającego z jakimś nauczycielem dyr. Łukaszewskiego podszedł mały chłopczyk i stwierdziwszy, że nie został zauważony, zaczął go gorączkowo szarpać za rękaw. Zajęty rozmową dyrektor początkowo nie zwrócił na to uwagi, ale w końcu musiał dać za wygraną, przerwał rozmowę i zapytał: "Co chciałeś chłopczyku?" - "Chciałem panu dyrektorowi powiedzieć dzień dobry!" brzmiała odpowiedź. "Wreszcie mam porządnego kumpla w tej szkole" skomentował całą sprawę dyrektor.
Swą dyrektorską funkcję Michał Łukaszewski pełnił do roku 1977. Doszło wtedy do następnej istotnej zmiany w kilkudziesięcioletnich dziejach szkoły. Oto od nowego roku szkolnego połączono na powrót oba dotąd oddzielne organizmy szkolne: nowa, "zjednoczona" szkoła przyjęła numer 79 łącznie z patronem, również komunistycznym działaczem Jankiem Krasickim. Połączenie, które dokonało się przez rozbicie muru przedzielającego łącznik na pierwszym piętrze, było rzeczywiście końcem pewnej epoki. Wielka szkoła z ponad tysiącem dzieci i kilkudziesięcioma nauczycielami wywodzącymi się z dwóch bądź co bądź różnych środowisk oznaczała poważną zmianę warunków pracy. Do tego coraz bardziej na funkcjonowaniu szkoły zaczął odciskać swe piętno kryzys, w jakim pogrążała się Polska. Powoli zaczynało brakować wszystkiego, nawet kredy, by o pomocach naukowych nie wspomnieć. Było nawet i tak, że jedna z klas drugich do października musiała się obyć bez czytanek, bo zabrakło. Może władze oświatowe były za bardzo zajęte przygotowaniami do obchodów rocznicy rewolucji październikowej, o czym z naciskiem przypominały.
A jednak w tej niewesołej sytuacji zaczęły się pojawiać oznaki zmiany. Pierwszą był oczywiście wybór Karola Wojtyły na papieża l6 X 1978 r. Nie zapomnę dnia przyjazdu Ojca Świętego do ojczyzny w sobotę 2 czerwca 1979. Była to tzw. "sobota pracująca", bo nikomu nie przyszło oczywiście do głowy, by dać ludziom możliwość spokojnego obejrzenia tego historycznego wydarzenia. Również w szkole nie pomyślano o daniu nam wszystkim tej szansy. Na szczęście w mojej klasie był telewizor, co dawało nam możliwość obejrzenia transmisji. Zaprosiłam więc do mojej klasy obecne szkole koleżanki z nauczania początkowego: ścisk był straszny, dzieci musiały siedzieć na ławkach i podłodze, ja zaś stałam obok telewizora trzymając antenę, by poprawić nie najlepszą jakość obrazu. Zaczęła się transmisja. W klasie mimo tłumu dzieci cisza jak makiem zasiał. Na ekranie lotnisko Okęcie, wychodzący , samotny Ojciec Święty. W chwili, gdy klękał i całował ojczysta ziemię słychać było pochlipywanie. A gdy padły słowa Ojca Świętego: "Ucałowałem ziemie polską, z której wyrosłem. Ziemię, z której wezwał mnie Bóg -niezbadanym wyrokiem swojej Opatrzności - na Stolicę Piotrową w Rzymie. Ziemię, do której przybywam dzisiaj jako pielgrzym..." nikt nie krył wzruszenia. Płakali nauczyciele, płakały dzieci.
Już rok później przyszło nam zaczynać rok szkolny w nowej sytuacji, stworzonej strajkami na wybrzeżu , podpisaniem porozumień gdańskich i w konsekwencji powstaniem Solidarności. Wkrótce także i w naszej szkole założyliśmy Solidarność, na której czele stanęła koleżanka Barbara Grześkowiak. Natychmiast zniknęły z życia szkoły różne propagandowe apele i obchody, zamiast tego uczciliśmy 3 maja i 11 listopada. W klasach i na korytarzach uroczyście zawiesiliśmy krzyże; ten znak naszej chrześcijańskiej i polskiej tożsamości był widomym symbolem odzyskiwania naszej podmiotowości. Ten piękny, pełen entuzjazmu i jedności okres zakończył się brutalnie 13 grudnia. Nauczyciele i dzieci znaleźli się na przymusowych wakacjach, z których jednak nikt się nie cieszył. Lata 80te wspominam bardzo źle. Ze szkoły odejść musiało wielu wartościowych nauczycieli. Atmosfera pracy była nerwowa i nieprzyjemna. Symbolem "nowych" czyli starych porządków było zdjęcie krzyży wbrew woli uczniów i nauczycieli. Jedyną pociechę dawały dzieci. Z upływem lat te, które na początku mojej pracy, uczyłam czytać i pisać zaczęły wracać do szkoły już jako nauczyciele. Do klas pierwszych coraz częściej zaczęły przychodzić dzieci naszych uczniów i uczennic. Z rozrzewnieniem patrzyłam na buzie maluchów tak podobne do rodziców, że nieraz myliły mi się imiona. Zabawne były sytuacje, gdy zwracałam się do dziecka po imieniu, a ono po chwili: "proszę pani, ja jestem Krzysiu, a to mój tata ma na imię Jarek!".
Upływający czas. szkolny rytm zmieniających się pokoleń... Kiedyś przypomniała mi tym jedna z moich klas, gdy po ożywionej dyskusji wokół jakiegoś dręczącego ich problemu rozpromieniony Filip powiedział: "Proszę pani, pani też jest starsza, ale nas pani nie wyzywa". Na to wstała oburzona Magda i zawołała: "Nasza pani nie jest wcale starsza, tylko długo pracuje w tej szkole, chyba 50 lat!".
Tymczasem przyszedł rok wielkiej zmiany. W szkole, w której od .zawsze odbywały się fikcyjne, peerelowskie wybory tym razem odbyły się wybory prawdziwe, które doprowadziły do obalenia systemu komunistycznego. Wiele by pisać o tym, co miało miejsce w ostatnich latach. Warto może wspomnieć tylko o tym, że bez ofiarności i zaangażowania rodziców szkoła w ogóle nie mogłaby pracować. Z wielkim uznaniem myślę o tych rodzicach, którzy na przykład, prosząc o anonimowość, wpłacali pieniądze za dzieci z gorzej sytuowanych rodzin, żeby wszystkie, całą klasa mogły wyjechać na szkolną wycieczkę. Albo opłacali takim dzieciom obiady, czy swój fundowali im świąteczne paczki. Z uznaniem myślę o tych rodzicach, którzy wolny czas poświęcali klasie, wyjeżdżając na wycieczki, "zielone szkoły" itp.
Za wszystkie miłe chwile, za dobro, którego doznałam w latach mojej pracy w latach 1965-1997 w szkole nr 78 i 79 dziękuję koleżankom, kolegom, uczniom i ich rodzicom. Wszystkim życzę sukcesów w pracy i nauce i miłych wspomnień o naszej szkole.